Flamenco to kwintesencja tego co najlepsze. Powstało w wyniku przenikania się kultur wielu grup etnicznych, które setki lat zamieszkiwały wspólnie tereny południowej Hiszpanii. To tak, jak na drodze ewolucji, mieszanie się genów najlepszych od każdego dawcy. Im bardziej różnorodni rodzice, tym zdrowsze i ładniejsze dzieci…

– przekonuje nas dzisiaj Michał Czachowski, gitarzysta flamenco, architekt i publicysta, autor fenomenalnego, uznanego na całym świecie projektu „Indialucia” łączącego w sobie muzykę hinduską z flamenco. Myślę, że ta wypowiedź może być odpowiedzią na wiele światowych problemów.

Na Światowy Dzień Pokoju, 21 września 2019, Michał zadedykował wszystkim naszym czytelnikom i słuchaczom jeden ze swoich utworów „El Tilaque”, oraz zgodził się udzielić krótkiego wywiadu.

Piotr, UnitedTruth: Jak mówisz wielokrotnie, muzyka flamenco towarzyszy ci od dziecięcych lat. Wyssałeś ją z mlekiem matki. Na pewno miałeś też jakieś zniechęcenia. Co cię motywuje, aby dalej iść dalej tą drogą? Jakieś konkretne sytuacje, konkretni ludzie?

Michał: Tak to prawda, tej muzyki słuchałem już w życiu prenatalnym. Natomiast znam tą muzykę dokładnie, od podszewki i nie mogę ukryć, że są momenty, w których mnie nudzi. Szczególnie to flamenco bardziej tradycyjne. Tak to już jest, jak znasz coś bardzo dobrze, wtedy nie ma elementów zaskoczenia, których całe życie szukam. Tak czy inaczej, muzyka flamenco jest dla mnie najwspanialszą muzyką jaką znam. Sięgam do niej najczęściej, chociaż był okres w moim życiu, kiedy rzadko jej słuchałem. To, co mnie motywuje, aby iść dalej tą drogą, to przede wszystkim energia, którą czuję w tej muzyce, energia, która wzbudza we mnie ogromne emocje. A wszyscy muzycy, którzy wykonują muzykę flamenco to wspaniali i wrażliwi ludzie. Będąc w ich towarzystwie nie można myśleć inaczej niż o flamenco i żyć na sposób flamenco. 

Zjawisko flamenco, bo nie możemy tutaj mówić o samej muzyce, ze względu na pochodzenie podlega wielu wpływom, czerpie z różnych kultur, zwłaszcza arabskich i hinduskich. Jednoczy w sobie muzykę, taniec i śpiew, ale również stroje i cały sposób bycia. Jak się w tym odnajdujesz prywatnie? Czy twoje życie też przesiąknięte jest tym „klimatem”? 

Muzyka jest dla mnie całym życiem. Głównie nią zarabiam na utrzymanie, słucham jak jadę samochodem, słucham jak gotuję obiad, jak sprzątam, jak zasypiam, jak się budzę. Ta wielokulturowość, którą zawiera muzyka flamenco, istnieje od samego początku, to kwintesencja tego co najlepsze. Flamenco powstało w wyniku przenikania się kultur wielu grup etnicznych, które setki lat zamieszkiwały wspólnie na terenach południowej Hiszpanii. To tak, jak na drodze ewolucji mieszanie się genów, najlepszych od każdego dawcy. Im bardziej różnorodni są rodzice, tym zdrowsze i ładniejsze dzieci. To czerpanie z różnych kultur, a i wierzeń powoduje, że efekt końcowy jest ciekawszy niż same kultury źródłowe. Ta muzyka jest tak głęboko we mnie zakorzeniona, że nie sposób żyć w oderwaniu od tego wszystkiego. Zatem moja estetyka wizualna, kulinarna i muzyczna w jakiś sposób koresponduje cały czas z tym czego słucham, dokąd jeżdżę, czym żyję a nawet co jem. Chociaż nie ukrywam, że moją ulubioną kuchnią jest kuchnia indyjska, a nie hiszpańska.

Czytałem, że flamenco ma swoje korzenie w orientalnych tańcach i rytuałach religijnych. Zastanawiam się o jakie wierzenia tutaj chodzi. Skoro ma swoje korzenia w kulturach arabskich i hinduskich. Teraz jest obecna również przy chrześcijańskich obchodach i obrzędach religijnych. Zgłębiałeś może ten temat?

Flamenco to przede wszystkim muzyka świecka, chociaż jest bardzo wiele elementów związanych z chrześcijańską, arabską lub żydowską tradycją. Dotyczy to głównie niektórych tekstów pieśni oraz tradycji hiszpańskiej, dla której religijność była nieodzownym elementem. Jeżeli chodzi o taniec – nie ma on nic wspólnego z religijnością. To czysta forma ekspresji ciałem poprzez taniec wyrażająca ogromne i różnorodne emocje. Jeżeli mówimy tutaj o tańcu indyjskim to owszem, jest więcej elementów religijnych, bo taki charakter miały teksty klasycznego tańca indyjskiego, a taniec wyrażał gestem treść śpiewaną przez wykonawców. Oczywiście w Hiszpanii do dzisiaj niektóre formy flamenco wykonuje się podczas chrześcijańskich obrzędów. Na przykład Saeta to forma śpiewu, którą wykonuje się podczas procesji Wielkanocnych lub w kościołach.

Skąd pomysł, aby umiejscowić Flamenco jeszcze mocniej w kulturze i muzyce hinduskiej i stworzyć album „Indialucia”?

Pomysł na album i cały projekt Indialucia zrodził się z moich muzycznych fascynacji i muzycznych poszukiwań. Będąc jeszcze nastolatkiem zakochany byłem w muzyce zespołu The Beatles, który odkrył dla mnie muzykę indyjską. Od tamtego czasu zawsze chciałem nauczyć się gry na sitarze i poznać kulturę i filozofię Indii. W roku 1999 pojechałem pierwszy raz do Indii i to był dla mnie milowy krok, jeśli chodzi o muzykę i duchowość. Uczyłem się gry na sitarze od mistrza tego instrumentu z Indii oraz zgłębiałem tajniki medytacji Sahaja Yoga. Po dwóch miesiącach pobytu w Indiach już zrodził się pomysł, aby skomponować utwór oparty na motywach indyjskich i hiszpańskich. Było to o tyle proste, że muzyków miałem na miejscu. W skład zespołu wszedłem ja z gitarą, mój nauczyciel grający na sitarze, kolega Hiszpan na cajonie oraz jego nauczyciel grający na tabli. Dwa instrumenty strunowe i dwa perkusyjne po jednym z każdej kultury. Rok później album został nagrany, ale musiał przeczekać kilka lat na wydanie. 

Liczne nagrody i wyróżnienia jakie otrzymaliście świadczą o fenomenie pomysłu. Skąd taki dobry odbiór wszędzie, gdzie się pojawiacie?

Myślę, że fenomen każdej z tych kultur jest tym, co przyciąga uwagę, a do tego wszystkiego fakt, że obie te kultury grają razem potęguje zainteresowanie. Ogień muzyki flamenco oraz wirtuozeria instrumentów indyjskich daje razem mieszankę wybuchową i stąd taka energia. Do tego wszystkiego jesteśmy jedynym zespołem tego typu, który gra muzykę stworzoną na bazie tych dwóch tak odległych kultur. Myślę, że to muzyka, która dotyka emocji. Mamy bardzo wiele przychylnych recenzji naszych płyt no i fakt, że z projektem Indialucia odwiedziliśmy już 30 krajów na 5 kontynentach dowodzi, że jest to coś wyjątkowego. 

Zwiedziłeś pół świata z muzyką i koncertami mieszkając często wśród ludzi innych religii, innych kultur. Jak w kontekście muzyki widzisz ten różnorodny świat?

Podróżowanie rzeczywiście daje ogromny wgląd w to, kim jest człowiek. Muzyka jest uniwersalnym językiem trafiającym w człowieka, w jego prawdziwą istotę. To, czy słuchacz się wzruszy, nie zależy od religii, języka, poglądów, orientacji seksualnej, poglądów politycznych, po prostu trafia w sedno tego, kim jesteśmy: duchem posiadającym emocje, serce i który jest z gruntu jest dobry. Reszta to tylko uwarunkowania społeczne, geograficzne i kulturowe, które nabywamy z wiekiem. Przychodzą do nas bardzo często, ludzie po koncertach, którzy dziękują za emocje i często mówią, jak pozytywnie wpływa na nich nasza muzyka. To jest dla nas ogromnym komplementem, który tylko uświadamia nam, jak świętą rzeczą jest muzyka. I jak ważny w dzisiejszych czasach jest rozwój duchowy i poszukiwanie prawdy i nie rozwój gospodarczy czy bogactwo. Ta różnorodność na świecie jest wspaniała i tak naprawdę pozwala zobaczyć, że wszystkie religie świata pochodzą z tego samego źródła prawdy i tylko nasza niedoskonałość stwarza podziały na świecie. Mam nadzieję, że w takim kierunku nasza ludzkość pójdzie, bo stoimy przed ogromnym kryzysem klimatycznym i społecznym. 

Jakie plany na przyszłość?

W najbliższym czasie chciałbym się skupić na skomponowaniu utworów na kolejny album. Jak już zbiorę materiał muzyczny na płytę, zacznie się proces nagrywania, który nie będzie łatwy ze względu na to, że każdy z nas mieszka w innym kraju. Sporo koncertujemy, zatem będziemy musieli zrobić to w przerwach pomiędzy trasami lub umówić się na wspólną dwutygodniową sesję nagraniową.

Michał, dlaczego właśnie ten utwór dedykujesz słuchaczom dla budowania pokoju na Świecie?

Myślę, że u ludzi z otwartym sercem wzbudzi dobre emocje i ugruntuje atmosferę otwartości. Jest to spokojna ballada, w której można delektować się barwą gitary oraz sitaru. Do tego wszystkiego orkiestra nadaje ciepłego klimatu i oczywiście melodia, która chwyta za serce. Nagrywając ten utwór miałem kilka razy łzy w oczach. Wiem, że niektórym ludziom, niezależnie od pochodzenia, te emocje się na pewno udzielą.

Przy takim utworze warto zastanowić się nad tym co tak naprawdę ważne. I do czego zmierzamy. Dziękuję za interesującą rozmowę. Życzę wielu sukcesów również prywatnie.

 

Z Michałem Czachowskim rozmawiał Piotr Kolasa